czwartek, 31 października 2013

Się


Pomiędzy będzie a czekać
jest taki czas, który będzie
jest taki czas, którego czekam
jest taka przestrzeń,
która swe szerokie podwoje
złączy w jedność,
choć jest nas dwoje.

Kraków, 31.X.2013



środa, 30 października 2013

Tkanka


A krew ma czerwienią płonie
niczym brzasku ogień
co swą mocą
pali nocą
dzień.

Kraków, 30.X.2013


Bieli pętle


Wolałbym stanowczo jednak
rozmawiając patrzeć w oczy.
Widząc twarzy mięśnie miękkie
i uśmiechów zmiany głębie.

Źrenic błysk, bieli pętle,
włosów blask, myśli tętent
pośród dwóch zmęczonych ciał,
pośród czasu, w którym strach
znika na rzecz piękna barw,
który z konwersacji tła
szczęście zmieni w fakt.

Kraków, 30.X.2013



niedziela, 27 października 2013

Gniazdo


Tło drogi
do ciszy czasu.
W ciszę lasu.
W słońca spojrzenia.
We wzgórz wejrzenia.
W motyli lot.
W pająka z mrówką splot.
W horyzontu dal.
W obecności szal.

Od zgiełku ludzkości
co chore gniazdo
z siebie
sobie tka.


Kraków, 27.X.2013

czwartek, 17 października 2013

Szukajcie a znajdziecie...


Witam wszystkich zainteresowanych niezainteresowannością. Dziwne słowo i jeszcze dziwniejszy będzie wpis, impulsywnie opisowy, traktujący rzeczywistość bloga, który wygląda jakby był tu od dawien dawna, choć przecież widać, iż powstał rok temu z niezłym okładem. Zamieściłem dziś trochę wpisów, z różnych chwil. Każdy z nich nie stracił na swej aktualności, przynajmniej jeśli chodzi o ich czas. Dodałem etykiety i będę je dodawał, w miarę ich pojawiania się, w moim nieco nie na miejscu jeszcze mózgu. Dlaczego nie na miejscu? Dobre pytanie, nie wiem...a co wiem? Właśnie w tym szkopuł, iż wciąż za mało i mam nadzieję, że tak zostanie. W zasadzie jeśli ktoś zajrzy w głąb, w bok, w spis, zrozumie jak i ja, że...nic jeszcze nie zrozumiał.

Arfinand

Kraków, 17.X.2013


niedziela, 13 października 2013

Odnóża


W kilku słowach z kilku dźwięków,
płyną myśli o poranku,
płyną zdania o wieczorze,
płynie noc ciemnością zgrzebna.

Wszystko czego się nie boję.
Wszystko co strach ubrał w słowa.
Wszystko co z przeszłości płynie,
wartko w teraz się zamienia.

Stojąc w teraz jabłka zbieram.
Stojąc w jabłkach gnije teraz,
które razem z wczoraj zaraz
w lepsze jutro sam ubieram.

Tak z pajęczych odnóż ośmiu
i odwłoka nawłociowej czerni,
płynie z nurtu mózgu fala
o teraźniejszości pętli.

Znowu jestem tu gdzie kiedyś,
dotarł do mnie świat szeroki.
Znowu martwych widzę wkoło,
kiedy hymnem północ świeci.

Przeszłość widzę już wyraźniej,
więc wyciągam wnioski nowe,
które wielką mam nadzieję
wskażą pewniej moją drogę.

Żyjąc w świadomości siebie,
zaś mej świeżej duszy dźwięki,
co w kosmosu morza pięknie,
krzyczą, zanurzone we mnie.

Siedzę, czekając na moment,
w którym w końcu pióro wezmę,
zamieniając tuszu strumień
w czarnych linii myśli celne.

Kreski liter w formę wstawię,
co z dna pytań w górę suną
i w grań odpowiedzi taniec
szereg prostych zdań utworzę.

Rzeczywistość w dyby schwytam
torturując nieco siebie,
chociaż krzywdy to nie czyni
tym, co stojąc widzą ciebie.

Ból tym bardziej mnie nie dotknie,
kiedy z środka patrzę w przestrzeń
na łbów kocich nierówności,
które starą zdobią Ziemię.

Dystans zajrzał z środka nocy,
skoro wierszy szlaczek blednie
i powiedział dosyć sennie:
"Widzisz, oto jestem przecież."

I nie słysząc go wyraźnie
czułem, że coś wnet zobaczę.
Nieco w tobie. Trochę we mnie.
Nieco ze mnie. Trochę z ciebie.

Jaworzno, 13.X.2013


czwartek, 10 października 2013

Nic nowego


Nic nowego tutaj nie ma
ponad zlepek myśli pewnej,
który powstał prosto z nieba
pieśni o przeszłości rzewnej,

chociaż ta radosna była,
gdyby nucić ją w ten sposób,
by o przyszłość wciąż walczyła
na ratunek wielu osób.

Kraków, 10.X.2013



środa, 9 października 2013

G+


   W ramach połączenia się z G+ i opisywania tam mojego nowego zdjęcia profilowego, które jest takie jak widać tutaj od początku, mimo faktu jakim miało być pójście spać godzinę temu, napisałem krótkie coś, co zamieszczam poniżej. Nie znaczy to, iż zajęło mi to godzinę, choć mogło, ale oznacza tylko tyle, że siedzę tu nadal, ale już mnie nie ma.

Wychodzę zza mgły.
Wychodzę z lat siebie, 
beze mnie.

Dla mnie.
Dla ciebie.

Do światła, co ogniem
płonie we mnie.
Do mroku, co czernią
wypełnia się we mnie.

Z braku w pełnie!

Kraków, 9.X.2013


wtorek, 8 października 2013

Walka z nałogiem


To było tak. 1 stycznia 2002 roku rzuciłem palenie i inne używki, ale przede wszystkim udało mi się rzucić ten bądź co bądź śmierdzący nałóg. W tym roku, nie wiem w zasadzie jak do tego doszło, ale zdaje się, że dla towarzystwa zacząłem podpalać i w zastraszająco szybkim tempie doszedłem do ponad paczki dziennie i co najgorsze do totalnego braku kontroli nad kupowaniem tych tak zwanych cancer stick'ów. Wchodziłem do sklepu z myślą, że nie kupuję, a wychodziłem z nową świeżutką pachnącą paczką papierosów, które notabene nie dawały mi już żadnego efektu, jak w momencie gdy zaczynałem palić gdzieś na przełomie maja i czerwca. Przestałem czuć ten specyficzny buz po nikotynowy, miałem gdzieś w środku jakieś myśli, że na pewno sobie poradzę i jak będę chciał to najzwyczajniej rzucę i już. Okazało się jednak, że jest coraz gorzej. 19 VI b.r. napisałem to (Ten tekst (jak i inne moje) jest też gdzieś w czeluściach tego blog’a, pod odpowiednią datą i adekwatnym tytułem, ale nie chcę zbytnio mieszać, zmuszając do skakania pomiędzy pod stronami):


Nie ma mnie, a jestem.
Jest nic i ja w nim jestem.

Dźwięki drażnią cichym hałasem.
Nikotyna wzywa głodem,
który woła z trzewi
śmierdzących egzystencją.

I tak jestem, nie jestem.

Kraków, 19.VI.2013


Można powiedzieć, że powoli zacząłem zdawać sobie sprawę o obecności pewnego problemu. Przez kolejny miesiąc dochodziłem właśnie do ponad 20 papierosów dziennie. Szlak mnie trafiał, bo kasa, bo zniewolenie, bo sobie nie radzę, bo się wkurzam na siebie, bo że Tata zmarł summa summarum na raka płuc akuratnie najmniej do mnie przemawiało. Po wyjeździe do Niska, a w szczególności po powrocie z niego, wszystkie "bo" dotarły do mnie ze wzmożoną mocą. Kupiłem jeszcze kolejną paczkę, ale zaczęła już napływać moc decyzji i w środę 24 lipca 2013 roku po wypaleniu ostatniego papierosa, chcąc wesprzeć moją potrzebę rzucenia tego nałogu użyłem słów:


Studium głodu,
siły woli.
Smak wolności
znów odległy.

Tylko ja z tym wygram.
Tylko ja w wewnętrznej walce.

Dla siebie jeno, nie dla ciebie.
Dla mnie ma to racje bytu.
Dla mnie słuszna to nauka.

Tylko sobie obiecuję.
Nikt tak tego nie odczuje.
Tylko dla mnie.
Nie dla kogoś.

Arfinand
Kraków. 24.VII.2013


Jakiś czas później pełen pozytywnej energii z wygranej bitwy o mnie, dowiedziałem się, że mój serdeczny przyjaciel, niemal brat, Czarek Wielowiejski także chciałby rzucić palenie. Postanowiłem go wesprzeć, bo mam ci ja taką naturę co wspierać pragnie, więc wysłałem mu mój tekst, a w odpowiedzi dostałem to:


szum wolności
lewo, prawo...
idę żwawo
i nie patrząc się przed siebie
zbieram śmieci
karmię siebie...

Czarek Wielowiejski
3.VIII.2013


Nie byłem pewien czy dobrze przeczytałem, czy aby słusznie interpretuje jego słowa, więc poprosiłem go o wyjaśnienie, jednocześnie wysyłając kolejny wspierający tekst, gdyż treść brzmiała niezbyt pozytywnie, a sam w pamięci miałem własną niedawną walkę:


Pierwsze dni
jak po:
Wielkim Wybuchu,
wulkanu erupcji,
rozsadzają psyche
intensyfikując głód.

Zaś nam wola się odzywa.
Zaś nam wolność zapach śle.
I z okowów zależności
natężeniem bólu mknie.

Gdy cierpienia akceptujesz smak,
przemknie przykra fala ta,
wygrasz, kiedy mózgu moc
swą potęgę w tobie tka.

Arfinand
Kraków, 5.VIII.2013


Wraz z odpowiedzią Czarka, wymiana spostrzeżeń, problemów i forma uległy zmianie:


Wierszem Tobie nie odpiszę,
gdyż minuty do wyjścia liczę.
Kilka słów nakreślę tylko,
żeby jasność wyrazić szybko.
Moj poemat był prościutki,
dotyczący smolnej tutki.
Kiedy fundusz nie istnieje
nałóg ci przeszuka knieje,
drogi, ścieżki, krawężniki.
MAM, ZNALAZLEM - ale BYKI!

Ja - przegrane i zmęczone.
ciągnie dym wybaczając sobie.
kiedy stres i strach dokucza.
marna walka, dupna sztuka.
horyzonty pogaszone...
Ja chce szybko moją żonę!
Wtulić się i zamknąć oczy
może wtedy coś zaskoczy?

Czarek Wielowiejski
5.VIII.2013

Stanowczo, mimo powagi sytuacji, zrobiło się tak nieco radośnie, a zarazem wcale nie koniecznie, jeśli zajrzy się w głąb tego co potrafi zrobić z człowiekiem nałóg i gdzie może odnaleźć ratunek. Odpisałem możliwie najszybciej:


Toś mi bobu zadał panie,
przecie to jest wierszowanie
Może byk się gdzieś zagnieździł
ja nie będę po Cię jeździł.
Bliższe są mi białe wiersze,
wyszły ze mnie one pierwsze.

W stresie, w smutku brak jest tutków.
Znam tę sztukę zbioru petków.
Sam, gdy głód mnie morzył srogi,
Zaglądałem w koszów progi.

Żonę swą wkrótce zobaczysz,
może wtedy w przód popatrzysz.
I z pomocą sił natury,
zwalczysz nałóg szary, bury.
Tego życzę Ci serdecznie.
Bo z wolnością jest bajecznie.

Arfinand
5.VIII.2013


Z tego co wiem to Czarek niestety dalej boryka się z nałogiem, mam nadzieję, że kiedyś wszelkie strachy, stresy, smutki opuszczą go na tyle, aby mógł z pomocą swej woli rzucić tego nikotynowego typka. Przy okazji mojej walki i chęci pomocy Czarkowi dotarło do mnie pewne spostrzeżenie odnośnie moich dwóch tekstów z 24.VII i z 5.VIII. Są one niejako uniwersalne, nie mówią o konkretnym nałogu w zasadzie nie mówią o żadnym nałogu, mówią o głodzie i zależności. Oczywiście nie mówię, że z pomocą tych tekstów można zwalczyć głód jako taki. Jedzenie to nie narkotyk bez niego zwyczajnie umieramy, ale to wiadomo przecież. Bez narkotyku, takiej czy innej używki jesteśmy na głodzie za nim, na głodzie za zależnością, nawet jeśli, pod jego wpływem, nasz organizm ulega permanentnemu uszkadzaniu, a jego obraz jest coraz mniej podobny do pierwowzoru. Podstawowe potrzeby muszą zostać zaspokojone, a wszystko co sprawia dodatkową przyjemność jest zbędne, nie konieczne do egzystencji. Z drugiej strony znowu, czy przy braku przyjemności jesteśmy w stanie poprawnie funkcjonować? Nadmierne dozowanie czegoś, co sprawia przyjemność może, wręcz zaburzać postrzeganie otoczenia powodować życie na nieustającym haju, życie w fałszywym raju, życie poza sobą, z sobą a bez siebie.

Czy mózg sam w sobie jest w stanie wytwarzać takie substancje, które nie uzależniają, a dają ciągłe uczucie przyjemności, satysfakcji, radości czy szczęścia? Czy te substancje zawierają się w słowie miłość? Czy miłość jest bodźcem zewnętrznym czy wewnętrznym, a może oboma albo żadnym? Czy miłość to tylko chemia, od której można się uzależnić? Czym jest miłość tak w zasadzie? Pozostawiam Was i siebie z tymi pytaniami na inny czas.


piątek, 4 października 2013

Lu


   Dziś, pierwszy raz w życiu widziałem drogę mleczną, tutejsza przejrzystość nieba zezwoliła mi na wgląd w świat, o którym słyszałem lub widziałem tylko na ekranie telewizora lub innego wizjodajnego sprzętu. Nieograniczona, prawie niczym przestrzeń. Ta pustka, pełna gwiezdnej mgły! Ogromna, jasnością swą przepastna ciemność.
   Nie wiem jak to się stało, iż wcześniej tego nie doświadczyłem. Słaby wzrok? Nie spoglądanie w górę? Niepełna świadomość tego gdzie jestem? Nie wiem.

Lubomierz, 4.X.2013


środa, 2 października 2013

Question


There's always light at the end of a tunnel.
The question is how big is the light you see.
Is it small as a star in the sky
or is it huge as a moon above us.
The bigger light you see
the closer you are, to your destiny!

Kraków, 2.X.2013



Reinkarnacja


Zastanawiałem się nad reinkarnacją, czy taka opcja, taka wędrówka dusz jest właściwa? W zasadzie mam szczątkowe informacje na ten temat, ale może są wystarczające, aby przedstawić moje myślenie w tym temacie. Jeśli nasze "dusze" krążą od ciała do ciała i stają się nowymi istnieniami, to czy dla obecności poszczególnych bytów, nie jest to przypadkiem w pewnym stopniu krzywdzące.
Podobno możemy urodzić się w kolejnym życiu jakimkolwiek stworzeniem, a wszystko zależy od karmy, od tego jacy byliśmy w ciągu życia, tego czy wcześniejszego. Dlaczego mam brać odpowiedzialność za nie swoje czyny? Dlaczego jakieś nowe istnienie ma zależeć od tego jaki byłem za życia? W ogóle co to za pomysł że jakieś stworzenie jest gorsze od drugiego! Pierwszy sprzeciw.
Co ma znaczyć, że żyję sobie ja, w tym ciele, z moją świadomością mnie, a po śmierci moja "dusza" trafia do nowego ciała i nowej świadomości tego ciała? Kim w końcu jestem? Tym kim byłem wcześniej, tym kim jestem teraz, czy tym kim będę później? Czy rzeczywiście byłoby to w porządku, aby moja jaźń była kimś innym kiedyś? Dlaczego mam być kimś innym ponad siebie? Drugi sprzeciw.
Każdy z nas powinien chcieć być przede wszystkim SOBĄ, a nie łudzić się, że w kolejnym życiu będzie lepiej, bo najzwyczajniej drugiego TAKIEGO jako TO życia nie będzie. Z drugiej strony, jeżeli ktoś chce w to wierzyć to proszę bardzo, nie przeszkadza mi to, ale osobiście wolę być sobą.

Z dedykacją dla Wojciecha
Kraków, 2.X.2013

W nawiązaniu do powyższego tekstu polecam treść, która znajduje się TUTAJ i TUTAJ

wtorek, 1 października 2013

W odpowiedzi...



   Kilka dni temu, a konkretnie 22 września b.r. dotarłem do bloga Pana Adama Korczyńskiego, na którego trafiłem z fejsbukowej ściany Tygodnika Powszechnego, zadał on tam pytanie: 


   "Co twoim zdaniem możesz zrobić w swoim środowisku  aby pomóc drugiemu człowiekowi  aby coś zmienić , aby wziąć udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Chrystusa 2 Tym 2,3;Co waszym zdaniem znaczy dać świadectwo, co znaczy służyć?"


   Treść wpisu, który zamieściłem jest znana wszystkim zapewne i można ją podciągnąć pod szeroko rozumiane truizmy, ale tu nie oto chodzi przecież...chodzi o drogę do Arfinandii, która jest w ciągłym ruchu. Ciekawe, droga w ruchu. Pominąłem żołnierza Chrystusa i napisałem w odpowiedzi...


   "Według mnie można zrobić bardzo dużo i nie ma potrzeby ubierać w to Boga. Trzeba być dobrym człowiekiem, nie krzywdzić innych, nie robić drugiemu co tobie nie miłe, sprzeciwiać się złym zachowaniom. Dawać świadectwo swoim życiem, nie koniecznie należąc do jakiejś wspólnoty wyznaniowej. Są pewne wartości, które są ponad wszelką wiarą nawet jeśli się z którejś z nich wywodzą. Szacunek dla innych istot, szczerość, prawda i uczciwość w relacjach międzyludzkich, akceptacja i tolerancja innych oraz zaufanie i empatia. Niestety w naszym świecie i jego czasach te wartości bywają na wymarciu."


   Poznaję nowych ludzi, odnawiam stare znajomości i myślę, że nie jest tak tragicznie. Te wartości są, ale po prostu nie wszyscy mają siłę je kultywować, gdyż zbyt często napotykają na ich całkowite przeciwieństwa. Jako przeciwwaga dla sporej części mych pesymistycznych (przemyśleniowych) postów zamieszczam na życzenie Oli coś pozytywnego z 22.V.2013 r.