wtorek, 8 października 2013

Walka z nałogiem


To było tak. 1 stycznia 2002 roku rzuciłem palenie i inne używki, ale przede wszystkim udało mi się rzucić ten bądź co bądź śmierdzący nałóg. W tym roku, nie wiem w zasadzie jak do tego doszło, ale zdaje się, że dla towarzystwa zacząłem podpalać i w zastraszająco szybkim tempie doszedłem do ponad paczki dziennie i co najgorsze do totalnego braku kontroli nad kupowaniem tych tak zwanych cancer stick'ów. Wchodziłem do sklepu z myślą, że nie kupuję, a wychodziłem z nową świeżutką pachnącą paczką papierosów, które notabene nie dawały mi już żadnego efektu, jak w momencie gdy zaczynałem palić gdzieś na przełomie maja i czerwca. Przestałem czuć ten specyficzny buz po nikotynowy, miałem gdzieś w środku jakieś myśli, że na pewno sobie poradzę i jak będę chciał to najzwyczajniej rzucę i już. Okazało się jednak, że jest coraz gorzej. 19 VI b.r. napisałem to (Ten tekst (jak i inne moje) jest też gdzieś w czeluściach tego blog’a, pod odpowiednią datą i adekwatnym tytułem, ale nie chcę zbytnio mieszać, zmuszając do skakania pomiędzy pod stronami):


Nie ma mnie, a jestem.
Jest nic i ja w nim jestem.

Dźwięki drażnią cichym hałasem.
Nikotyna wzywa głodem,
który woła z trzewi
śmierdzących egzystencją.

I tak jestem, nie jestem.

Kraków, 19.VI.2013


Można powiedzieć, że powoli zacząłem zdawać sobie sprawę o obecności pewnego problemu. Przez kolejny miesiąc dochodziłem właśnie do ponad 20 papierosów dziennie. Szlak mnie trafiał, bo kasa, bo zniewolenie, bo sobie nie radzę, bo się wkurzam na siebie, bo że Tata zmarł summa summarum na raka płuc akuratnie najmniej do mnie przemawiało. Po wyjeździe do Niska, a w szczególności po powrocie z niego, wszystkie "bo" dotarły do mnie ze wzmożoną mocą. Kupiłem jeszcze kolejną paczkę, ale zaczęła już napływać moc decyzji i w środę 24 lipca 2013 roku po wypaleniu ostatniego papierosa, chcąc wesprzeć moją potrzebę rzucenia tego nałogu użyłem słów:


Studium głodu,
siły woli.
Smak wolności
znów odległy.

Tylko ja z tym wygram.
Tylko ja w wewnętrznej walce.

Dla siebie jeno, nie dla ciebie.
Dla mnie ma to racje bytu.
Dla mnie słuszna to nauka.

Tylko sobie obiecuję.
Nikt tak tego nie odczuje.
Tylko dla mnie.
Nie dla kogoś.

Arfinand
Kraków. 24.VII.2013


Jakiś czas później pełen pozytywnej energii z wygranej bitwy o mnie, dowiedziałem się, że mój serdeczny przyjaciel, niemal brat, Czarek Wielowiejski także chciałby rzucić palenie. Postanowiłem go wesprzeć, bo mam ci ja taką naturę co wspierać pragnie, więc wysłałem mu mój tekst, a w odpowiedzi dostałem to:


szum wolności
lewo, prawo...
idę żwawo
i nie patrząc się przed siebie
zbieram śmieci
karmię siebie...

Czarek Wielowiejski
3.VIII.2013


Nie byłem pewien czy dobrze przeczytałem, czy aby słusznie interpretuje jego słowa, więc poprosiłem go o wyjaśnienie, jednocześnie wysyłając kolejny wspierający tekst, gdyż treść brzmiała niezbyt pozytywnie, a sam w pamięci miałem własną niedawną walkę:


Pierwsze dni
jak po:
Wielkim Wybuchu,
wulkanu erupcji,
rozsadzają psyche
intensyfikując głód.

Zaś nam wola się odzywa.
Zaś nam wolność zapach śle.
I z okowów zależności
natężeniem bólu mknie.

Gdy cierpienia akceptujesz smak,
przemknie przykra fala ta,
wygrasz, kiedy mózgu moc
swą potęgę w tobie tka.

Arfinand
Kraków, 5.VIII.2013


Wraz z odpowiedzią Czarka, wymiana spostrzeżeń, problemów i forma uległy zmianie:


Wierszem Tobie nie odpiszę,
gdyż minuty do wyjścia liczę.
Kilka słów nakreślę tylko,
żeby jasność wyrazić szybko.
Moj poemat był prościutki,
dotyczący smolnej tutki.
Kiedy fundusz nie istnieje
nałóg ci przeszuka knieje,
drogi, ścieżki, krawężniki.
MAM, ZNALAZLEM - ale BYKI!

Ja - przegrane i zmęczone.
ciągnie dym wybaczając sobie.
kiedy stres i strach dokucza.
marna walka, dupna sztuka.
horyzonty pogaszone...
Ja chce szybko moją żonę!
Wtulić się i zamknąć oczy
może wtedy coś zaskoczy?

Czarek Wielowiejski
5.VIII.2013

Stanowczo, mimo powagi sytuacji, zrobiło się tak nieco radośnie, a zarazem wcale nie koniecznie, jeśli zajrzy się w głąb tego co potrafi zrobić z człowiekiem nałóg i gdzie może odnaleźć ratunek. Odpisałem możliwie najszybciej:


Toś mi bobu zadał panie,
przecie to jest wierszowanie
Może byk się gdzieś zagnieździł
ja nie będę po Cię jeździł.
Bliższe są mi białe wiersze,
wyszły ze mnie one pierwsze.

W stresie, w smutku brak jest tutków.
Znam tę sztukę zbioru petków.
Sam, gdy głód mnie morzył srogi,
Zaglądałem w koszów progi.

Żonę swą wkrótce zobaczysz,
może wtedy w przód popatrzysz.
I z pomocą sił natury,
zwalczysz nałóg szary, bury.
Tego życzę Ci serdecznie.
Bo z wolnością jest bajecznie.

Arfinand
5.VIII.2013


Z tego co wiem to Czarek niestety dalej boryka się z nałogiem, mam nadzieję, że kiedyś wszelkie strachy, stresy, smutki opuszczą go na tyle, aby mógł z pomocą swej woli rzucić tego nikotynowego typka. Przy okazji mojej walki i chęci pomocy Czarkowi dotarło do mnie pewne spostrzeżenie odnośnie moich dwóch tekstów z 24.VII i z 5.VIII. Są one niejako uniwersalne, nie mówią o konkretnym nałogu w zasadzie nie mówią o żadnym nałogu, mówią o głodzie i zależności. Oczywiście nie mówię, że z pomocą tych tekstów można zwalczyć głód jako taki. Jedzenie to nie narkotyk bez niego zwyczajnie umieramy, ale to wiadomo przecież. Bez narkotyku, takiej czy innej używki jesteśmy na głodzie za nim, na głodzie za zależnością, nawet jeśli, pod jego wpływem, nasz organizm ulega permanentnemu uszkadzaniu, a jego obraz jest coraz mniej podobny do pierwowzoru. Podstawowe potrzeby muszą zostać zaspokojone, a wszystko co sprawia dodatkową przyjemność jest zbędne, nie konieczne do egzystencji. Z drugiej strony znowu, czy przy braku przyjemności jesteśmy w stanie poprawnie funkcjonować? Nadmierne dozowanie czegoś, co sprawia przyjemność może, wręcz zaburzać postrzeganie otoczenia powodować życie na nieustającym haju, życie w fałszywym raju, życie poza sobą, z sobą a bez siebie.

Czy mózg sam w sobie jest w stanie wytwarzać takie substancje, które nie uzależniają, a dają ciągłe uczucie przyjemności, satysfakcji, radości czy szczęścia? Czy te substancje zawierają się w słowie miłość? Czy miłość jest bodźcem zewnętrznym czy wewnętrznym, a może oboma albo żadnym? Czy miłość to tylko chemia, od której można się uzależnić? Czym jest miłość tak w zasadzie? Pozostawiam Was i siebie z tymi pytaniami na inny czas.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz